Koniec rundy jesiennej w radomskiej lidze juniorów starszych, w której występuje również Jodła Jedlnia prawie dobiegł końca. Do rozegrania pozostał jeszcze tylko jeden zaległy mecz. O postawie podopiecznych Sławoimra Michalskiego świadzczy chociażby pozycja w tabeli. Jednym słowem mówiąc - niezachwycili. Początkowo wydawać się mogło, że
Jodła Jedlnia, będzie zespołem walczącym o wysokie miejsce w ligowej tabeli. Oczywiście, było to pewne, że niedorównają dobrze spisującym się zespołom
Orła Wierzbica i
Prochu Pionki. Jednak nadzieje na trzecie miejsce były, zwłaszcza z tak młodym i perspektywicznym składem. Rzadko kiedy się zdarza, że w lidze juniorów starszych (przyp. 1991/92) grają zawodnicy, których średnia wieku wynosi 16/17 lat. Wszystko szło po myśli. Podopieczni
Sławomira Michalskiego bardzo dobrze rozpoczęli sezon wygrywajac dwa pierwsze mecze. Później było już tylko gorzej. Przyszedł wrzesień, jak wszyscy dobrze wiemy, wtedy właśnie zaczyna się szkoła. To był największy ból wszystkich piłkarzy. Obniżyła się frekwencja na treningach jak i na meczach. Rozsypał się niemal cały skład. W trzeciej kolejce spotkań próżno było szukać tych samych twarzy w pierwszej 11-nastce, co w dwóch poprzednich pojedynkach. Nie było ludzi do grania, to nie było wyników. Jednak na zbiórce, stawiało się około 13 piłkarzy. Ale z nich wszystkich raptem 6/7 z podstawowego składu. To było przyczyną porażek. Po każdym meczu młodzi adepci piłki nożnej schodzili z boiska z głową skierowaną ku ziemi, ze smutkiem na twarzy i myślą kiedy powrócą ludzie, którzy mogliby stanowić o obliczu drużyny. Ta myśl ciagle pozostawała tylko marzeniem, aż do meczu z
Zorzą Kowala. Juniorzy wzmocnieni zostali
Piotrem Szmitem i
Danielem Deją, zawodnikami na co dzień występującymi w zespole seniorów. Ten pierwszy namówił do gry w tym meczu
Daniela Lutka, zawsze wyróżniającego się na boisku. Gdy każdy myślał, że wreszcie możemy coś ugrać, grubo się przeliczył. Na zbiórce nie stawił się
Kacper Stachowicz,
Adrian Lipiec,
Płatos Paweł,
Wosztyl Karol i jeszce kilku wartościowych graczy. Myśli tych co byli, były bardzo optymistyczne, jednak nie zrealizowane.
Jodła przegrała z
Zorzą 4:2, a zawiedzeni nie swoją, a nie profesjonalną postawą wyżej wymienionych zawodników, piłkarze znów musieli uznać wyższość rywali. Pozostało tylko jedno spotkanie w rundzie jesiennej, a do końca nie wiadomo było czy
Jodła będzie miała 11-nastu "kopaczy". Odziwo na zbiórce zjawiło się ich, aż trzynastu. Co z tego, skoro do gry desygnowany został
Jagiełło Piotr. Etatowy bramkarz juniorów, który pod nieobecność
Kacpra Stachowicz wystąpił na pozycji stopera. Przy stanie 6:0 dla
Polonii Iłża wyszedł w atak, a po chwili mógł cieszyć się ze zdobyczy bramkowej. W drugiej połowie grał tam gdzie się najlepiej czuje, a mecz zakończył się rezulatetem 9:1. Podsumuwując była to najgorsza runda w wykonaniu młodzieżowców. Tak słabej postawy nie pamiętają nawet najstarsi kibice. Wszystko oparte jest na linii związanej ze szkołą, przez którą wielu piłkarzy, nie tylko występujących w czerwono-zielonych barwach, zaprzestaję trenować, a w konsekwencji nawet grać. Powołując się na słowa pewnej pani profesor "sportowcy mają inteligencje w mięśniach i "maski" odporne na wiedzę" stwierdzamy, że tak rzeczywiście jest.
"Bardzo szkoda, że wszystko tak szybko się skończyło, mieliśmy bardzo młody, młodszy niż w poprzednim sezonie skład. Przed sezonem zapowiadało się niezwykle ciekawie, wiedzieliśmy że takie drużyny jak Orzeł czy Proch będa dla nas poza zasięgiem, jednak wierzyliśmy że będziemy w czołówce, liczyliśmy na trzecie miejsce, jak widać przeliczyliśmy się i to bardzo grubo. Sezon zaczęliśmy od dwóch zwycięstw, ale gdy zaczęła się szkoła, skończyło się granie. Jest to najgorszy wróg wszystkich zawodników, niezależnie jaką dyscyplinę uprawiają. Zaczęły się porażki, co raz więcej straconych bramek. Pozostał wstyd i niedosyt. Mieliśmy super drużynę, która niestety przetrwała tylko dwie ligowe kolejki" - podsumował kapitan zespołu
Piotr Jagiełło.